Sen
Sen. To on jest
oderwaniem od rzeczywistości. Ja tego doświadczyłem. Nienawidziłem
się budzić, ale musiałem to robić. Zawsze bałem się, że
podczas snu umrę. W ogóle czym ja się martwię? Przecież tak czy
siak jestem nieśmiertelny.
Zamknąłem zeszyt i
spojrzawszy na wszystko co mnie otacza, westchnąłem głośno.
Siedziałem aktualnie na zniszczonym murku, a przede mną rozgrywało
się to samo, co od dwóch lat. Bombardowanie. Wstałem z kamieni i
ruszyłem, by uratować osobę, na której najbardziej w tym czasie
mi zależało. Uniosłem głowę i zobaczyłem spadającą, wprost na
mnie, bombę. Odskoczyłem w bok, a pocisk uderzył w ziemię obok i
wybuchł. Upadłem na grunt i zacząłem kaszleć.
-
Harold!
-
Nic mi nie jest. - podniosłem się szybko
i spojrzałem na idącego Paula
Zakręciło mi się w
głowie i gdyby nie chłopak, ponownie wylądowałbym na piasku.
- Chyba trzeba cię
zabrać do pielęgniarek. - westchnął
- Jest o wiele więcej
rannych. Dlaczego oni nie dotrzymali słowa? Przez tyle lat im się
udawało.
- Dobrze wiesz, że nie
mogli nic z tym zrobić. Próbowali to powstrzymać.
- Wiem, ale to moja
trzecia wojna światowa. - zaśmiałem się
- No
tak, ale teraz nie wiadomo, kiedy się to skończy. - posadził mnie
na wolne łóżko – Giselle możesz podejść?
Po chwili podeszła do
nas uśmiechnięta, fioletowowłosa dziewczyna i zaczęła mnie
opatrywać.
- Harold, co się
stało? - zapytała, gdy zawiązywała bandaż
- Bomba wybuchła obok
mnie.
- Powinieneś uważać
i dobrze o tym wiesz. Nikt nie może się dowiedzieć, że jesteś
nieśmiertelny.
- Odpocznij, a ty Paul
go pilnuj. Ja muszę iść dalej opatrywać.
Odeszła, a na krześle
obok rozsiadł się szatyn z uśmiechem. Prychnąłem cicho na jego
minę i udając obrażonego, odwróciłem głowę, a chłopak zaczął
dźgać mnie w policzek.
- Obrażona
księżniczka?
- Nie. Obrażony
pączuś. - zaśmiałem się
Spojrzałem na niego i
syknąłem z bólu, ale po chwili zacząłem krzyczeć. Podbiegła do
mnie Giselle i nic nie mówiąc, coś mi wstrzyknęła. Rozszerzyłem
oczy i coraz ciężej oddychałem.
- Hannah! Musimy go wziąć na blok!
- Już idę ci pomóc!
Do łóżka podeszła
jeszcze blondynka i pomogła przyjaciółce przenieść mnie na blok
operacyjny.
Obudziłem się po
trzech godzinach, leżąc w tym samym miejscu, co wcześniej. Minęło
chyba piętnaście minut, gdy Hannah i Giselle w końcu zauważyły,
że się obudziłem. Podeszły do mnie obie i usiadły po dwóch
stronach łóżka.
- Harry, jest coś, co
powinieneś wiedzieć. - zaczęła blondynka – Odłamek bomby,
która wybuchła obok ciebie, był w twojej szyi. Wbił się dosyć
głęboko, więc na pierwszy rzut oka nie było go widać.
- Lek, który ci
podałam, ruszył nim i zaczął się wewnętrzny wylew. Musieliśmy
jak najszybciej go usunąć, więc wylądowałeś na bloku
operacyjnym.
- Usunęłyście go? -
zapytałem cicho
- Na szczęście tak.
Dotknąłem opuszkami
palców miejsca, w którym miałem szwy, a po moich polikach
poleciały łzy. Musiałem powstrzymać tą wojnę. Po prostu
musiałem!
Założyłem na plecy
swój karabin, wyszedłem z mieszkania i ruszyłem tam, gdzie miałem
się ze wszystkimi spotkać. Doszedłem w niecałe pięć minut, a na
miejscu już wszyscy byli.
- Gotowi?
- Kiedyś trzeba
powstrzymać Święcicką.
Kiwnąłem głową,
zgadzając się ze słowami Hannah. Omówiliśmy plan działania i
podążyliśmy do głównej siedziby pani prezydent.
Wyciągnąłem nóż z
buta i przeciąłem nim przewód, który był odpowiedzialny za
zasilanie. Święcicka spojrzała na mnie z pogardą, ale nadal
spokojnie siedziała przy biurku.
- Haroldzie? Mogę cię
o coś spytać?
- Jeśli musisz.
- Dlaczego chcesz mnie
powstrzymać?
- Harry! - do gabinetu
wbiegł Paul – Co ona chce?
- Nie powiedziałeś
im?
- Pytałaś dlaczego
chcę cię powstrzymać? Nie chcę żebyś jeszcze kogoś
skrzywdziła. Przez ciebie prawie umarłem!
- Co? Jak to?
- Przypomnij sobie
ostatnie bombardowanie! Jedna z bomb leciała prosto na mnie! Musisz
to przerwać i dobrze o tym wiesz!
- Paul, Harry! Musimy
iść! Giselle jest ranna. - blondynka pociągnęła mnie i szatyna
do wyjścia
- Koniec z wojną.
Harold, przynieś swoją przyjaciółkę. Zajmę się nią.
Kiwnąłem głową,
wyszedłem z pokoju, wziąłem na ręce Giselle i wróciłem.
Położyłem ją na biurku, a kobieta zaczęła się nią zajmować.
- Gotowe! - uśmiechnęła
się szczerze – Harry, co z ojcem?
- Nie wiem. Wyjechał,
gdy dowiedział się, że ma jeszcze córkę. - prychnąłem
- Idealne do jego
zachowania. - pokręciła głową – Dobrze, Harry idźcie do pokoi.
Chyba jeszcze pamiętasz, gdzie są. Ja muszę napisać szybką
przemowę o zakończeniu wojny.
- Jasne. -
zaprowadziłem dziewczyny do osobnego pokoju, a z Paulem ruszyłem do
mojego starego
- Harry, kim ona dla
ciebie jest?
- Rozgość się. -
mruknąłem i położyłem się na sofie – Kim jest? Zależy jak na
to spojrzeć. - spojrzawszy na chłopaka, wiedziałem co odpowiem –
Jest moją matką. Urodziła mnie, a cztery lata temu została matką
po raz drugi. Mój ojciec uciekł, gdy dowiedział się o mojej
siostrze. Nie chciał mieć z nią nic wspólnego.
Do pokoju ktoś zapukał
i weszła moja mała kopia. Podbiegła do mnie i usiadła mi na
brzuchu.
- Harry, wielkoludzie!
- Ja wielkolud? Prędzej
ty jesteś niziutka. - poczochrałem jej włosy
- A ty to kto? -
zapytała szatyna
- Paul, a ty?
- Melissa. -
uśmiechnęła się i przybiła sobie piątkę z Paulem – Harold,
to twój chłopak?
- Co? Nie, to tylko
przyjaciel.
- Kiedyś będziecie
razem. Ogólnie to słodko razem wyglądacie.
- Możesz nie
przewidywać przyszłości?
- Przykro mi braciszku,
taki mój los. - pokazała mi język
Zeszła ze mnie i
zaczęła się przechadzać po moim pokoju. Do pomieszczenia, w
którym byliśmy zajrzały trzy dziewczyny. Giselle, Hannah i mama.
Weszły do środka, położyły dwie torby na łóżku, wzięły
Melkę i nic nie mówiąc, wyszły. Podszedłem do pakunków,
zajrzałem do nich i ujrzałem ciuchy, a wraz z nimi była kartka.
„ Ubierzcie się w to
i przyjdźcie do gabinetu. Zestaw z czarną koszulą jest dla Paula.
Powodzenia Claudia.”
- Moja mama oszalała.
Masz, przebierz się w to i idziemy.
Mój przyjaciel poszedł
do jednej łazienki, a ja do drugiej. Po dziesięciu minutach oboje
wyszliśmy. Paul był ubrany w czarną koszulę i tak jak ja podwinął
rękawy. Ja zaś byłem w niebieskiej koszuli.
- No nieźle. Chodźmy.
Wyszliśmy z pokoju i
zaczęliśmy iść do pomieszczenia, w którym wcześniej byliśmy.
Zastaliśmy tam Giselle, Hannah i Melissę.
- Harry, gdzie mama?
- Nie wiem, Meluś.
Chodź tu do mnie.
Dziewczynka podeszła
do mnie i wziąłem ją na ręce. Ucałowałem jej policzek, a ona
uśmiechnęła się słodko. Po chwili przyszła wysoka kobieta i
razem z nią wyszliśmy na balkon. Widziałem, że mama jest zdenerwowana, więc odstawiłem siostrę
na ziemię, podszedłem do kobiety i położyłem dłoń na jej
ramieniu, a ona momentalnie się uspokoiła. Ustawiła się przy
barierce i ruchem ręki uspokoiła ludzi.
- Koniec wojny. To
będzie dla nas wszystkich najlepsze. Dobrze o tym wszyscy wiecie.
Zakończmy to raz na zawsze. Już nigdy więcej wojen. Zgadzacie
się!?
Odpowiedział jej
okrzyk ludu, a ona uśmiechnięta odwróciła się do nas. Nie wiem
kiedy to się zdarzyło, ale w tamtym momencie ktoś strzelił.
Strzelił w głowę mojej mamie. Upadła na posadzkę i wokół niej
zebrała się momentalnie krew. Szybko spostrzegłem kto to zrobił.
Mój własny ojciec. W tamtym momencie zrozumiałem, że to nie
Claudia rozpętała tą wojnę tylko on.
- Harry, weź Melissę
i wejdźcie do środka! Ino raz!
Wziąłem siostrę i
tak jak radziły mi dziewczyny, wróciłem do wnętrza domu i
poszedłem do sypialni. Posadziłem dziewczynkę na łóżku, a ona
zaczęła płakać.
- Dlaczego on to
zrobił? Ona wiedziała. Mówiłam jej to, ale i tak wystąpiła.
- Chciała to
zakończyć. Nie płacz.
Przytuliłem
dziewczynkę, a ktoś za nami cicho prychnął.
- No pięknie, mój syn
i moja córka!
- Czego chcesz?
- Jak to czego? Waszej
śmierci.
- Harry, wynośmy się
stąd! - zza drzwi rozległ się krzyk Paula
Złapałem młodą za
rękę i mijając ojca, wyszedłem. Razem z przyjaciółmi i siostrą
jak najszybciej opuściliśmy miasto.
14 lat później
-
Haroldzie! Czy mógłbyś przynajmniej raz przestać się zamyślać!?
- krzyknęła na mnie Melissa
-
Jesteś okropna! - rzuciłem w nią poduszką
Do
salonu wszedł Paul i cicho przywitał się z nami. Usiadł
na fotelu i nic nie mówił, a to nie było do niego podobne.
-
Paul, co ty taki dzisiaj niemrawy?
-
Jakoś ostatnio myślałem,
że ja
umrę,
a wy nie!
-
Melka, powiemy mu?
-
Możemy, ale nie wiemy jak na to zareaguje. - mruknęła, siadając
obok mnie
-
O co wam chodzi?
-
Jest tak, że jeśli ma się oboje nieśmiertelnych rodziców,
starzeje się do osiemnastego roku życia. Nasi rodzice mieli tylko
jednego rodzica, który był nieśmiertelny. Wtedy każdy starzeje
się do około trzydziestki. - zacząłem
-
Nasza mama dowiedziała się, że twoi prawdziwi rodzice byli
nieśmiertelni.
-
Ale jak? Skąd wiedziała,
że jestem adoptowany?
-
Ona wszystko wiedziała.
Wstałem
z wygodnej kanapy i ruszyłem do kuchni, gdzie zrobiłem sobie
herbatę. Poczułem jak ktoś dotyka mnie w ramię, więc odwróciłem
się i ujrzałem mojego chłopaka. Uśmiechnąłem się na jego
widok, a on dał mi szybkiego całusa w policzek. Mogę powiedzieć,
że mam wszystko. Ukochaną osobę. Wspaniałą siostrę. Albo po
prostu rodzinę.
****
Przepraszam, że tak długo, ale niestety mam nawał nauki i po prostu nie mam czasu, żeby spokojnie usiąść i coś napisać. Dopiero w tym tygodniu mogłam to zrobić!
Pewnie do świąt już nic nie napiszę przez te wszystkie przygotowania, więc chcę Wam już teraz życzyć Wesołych i Zdrowych Świąt Bożego Narodzenia!
Dziękuję!
Komentarze
Prześlij komentarz