Rakowa przyjaźń

Były kiedyś dwie dziewczyny. Bardzo różniące się od siebie. Nie tylko wyglądem, ale również charakterem. Jedna z nich, była wieczną optymistką, a druga pesymistką. Jedno zdarzenie zmieniło je na zawsze.

Ismena to ta zawsze uśmiechnięta. Średniego wzrostu dziewczyna o pięknych, długich, brązowych włosach, a jej czarne oczy świeciły z radości. Prawie nigdy nie miała chwili smutku.

Eleanor to jej przeciwieństwo. Niskiego wzrostu nastolatka o również, pięknych i długich włosach o kolorze jasnego blondu, a jej złote oczy, mimo że jasne prawie nigdy nie wyrażały szczęścia.


***

Szatynka uśmiechnęła się do swojej przyjaciółki, która siedziała pod oknem w klasie matematycznej i zaczęła robić głupie miny.
- Ismena! Do tablicy, już!
- Idę! Tylko proszę się nie denerwować, bo złość piękności szkodzi. Chociaż pani to już chyba nic nie zaszkodzi. - dziewczyna zaczęła się śmiać
Podeszła do tablicy i z prędkością wiatru rozwiązała równanie, które było zapisane. Z gracją usiadła w swojej ławce i uśmiechnęła się ze zwycięstwem w stronę nauczycielki. Po dziesięciu minutach zadzwonił dzwonek, więc przyjaciółki zebrały swoje rzeczy, tak jak reszta klasy i wyszły z sali. Eleanor pokręciła z politowaniem głową, na widok wesoło skaczącej Ismeny.
-Eli! No weź się uśmiechnij! Proszę. - szatynka zrobiła minę zbitego psa
Nastolatka na jej minę zaczęła się śmiać, a jej oczy na chwilę rozbłysły. Czarnooka wzięła ją za rękę i ruszyła do wyjścia ze szkoły. Usiadła na ławeczce i westchnęła głośno.
- Czemu ta baba się do mnie zawsze przyczepia? Co ja jej takiego robię?
- Ismiś, ty właśnie nic nie robisz!
- Pff, no i dobra. - zaczęła udawać obrażoną
- Oj, no chodź. Postawię ci gofry!
Czarnooka uśmiechnęła się radośnie, wstała z ławki i ruszyła za przyjaciółką do kawiarni. Zajęła stolik w rogu, zaczęła rozglądać się po ludziach i zauważyła chłopaka, który przypominał jej byłego przyjaciela. Oparła głowę o rękę, a ów chłopak spojrzał na nią. Uśmiechnął się do niej i ruszył do wyjścia.
- Ismena, coś nie tak? - obok niej usiadła blondynka
- Wszystko w porządku. Chyba za często wspominam tego idiotę. - na jej twarzy rozkwitła radość
Eleanor postawiła przed nią talerzyk z gofrem i dwa kubki z gorącą czekoladą.
- Co byś zrobiła gdyby okazało się, że jestem chora?
- Byłabym z tobą do końca i dobrze o tym wiesz. Znamy się już jedenaście lat! Nigdy cię nie opuszczę idiotko!
Brązowowłosa uśmiechnęła się lekko, zjadła gofra i zaczęła powoli pić swoją czekoladę. Za tydzień jedzie do lekarza, ponieważ jej mama zapisała ją na wizytę po ostatniej akcji, gdy zemdlała.
- Za tydzień mnie nie będzie.
- Co? Dlaczego?
- Jadę do lekarza. Potem ci powiem, o co chodzi.
Wypiły do końca napoje i już w lepszych humorach zaczęły iść do domów. Pożegnały się przy drzwiach do mieszkania Eleanor, a szatynka przeszła przez ulicę i weszła do środka.

Oparła się o drzwi i zsunęła się po nich, zaczynając płakać.
- Ismena? Co ci? Przecież jeszcze nie wiadomo, co wyjdzie u lekarza. - przed nią stanęła jej mama
- Dzisiaj w szkole zemdlałam. Mamo, to jest jeszcze bardziej prawdopodobne! Mogę być chora. Tak samo jak tata.
Jej rodzicielka klęknęła przed nią i przytuliła ją do siebie, a ta wtuliła się w nią i zaczęła jeszcze bardziej płakać. Nie chciała zostawiać Eleanor i mamy.

W domu naprzeciwko nie było takiej sytuacji. Jej mamy nie było, a brat już z nimi nie mieszka. Ojciec już dawno ich zostawił. Dziewczyna odgrzała sobie obiad i nie spiesząc się, zjadła go. Pozmywała naczynia, usiadła w salonie i zaczęła myśleć o tym co zdarzyło się w szkole. Jej najlepsza przyjaciółka zemdlała na wychowaniu fizycznym. Siedziała z nią u pielęgniarki przez dwie godziny. Westchnęła cicho, wyciągnęła z torebki telefon i zaczęła sprawdzać wszystkie social media, na których miała konta. Jeden post na Tumblr bardzo ją zdziwił.
Niedługo może mnie tu nie być. Dziękuję jednej osobie, która zawsze ze mną była. Dziękuję Eleanor.”
To był wpis Ismeny. Ale jak to może jej nie być? Wtedy przypomniała sobie pytanie w kawiarni.

Następnego dnia dziewczyny nie rozmawiały za dużo. Ismena bardzo przejmowała się przyszłą wizytą u lekarza, która miała odbyć się w przyszłym tygodniu. Dziewczęta zaczęły rozmawiać dopiero na przerwie obiadowej, kiedy szatynka nic nie chciała jeść.
- Zjedz coś.
- Kiedyś to ja musiałam cię namawiać do jedzenia. - uśmiechnęła się – Nie jestem głodna.
- Schudłaś ostatnio, wiesz?
- To ze stresu.
Eleanor już nic więcej nie powiedziała. Dobrze wiedziała, że jej przyjaciółka się do niczego nie przyzna. Taka już była. Zawsze stawiała czyjeś dobro ponad swoje.
- Eli, mogę cię o coś spytać?
- Jasne, chociaż już spytałaś.
- Potrafiłabyś żyć i uśmiechać się beze mnie?
- Ismena co to za pytanie?
- Po prostu odpowiedz. Pytanie jak pytanie.
- Pewnie bym musiała.
Czarnooka kiwnęła smętnie głową i ponownie się zamyśliła. Przymknęła lekko oczy i przypomniała sobie wszystkie chwile spędzone z Eleanor.

Tydzień później szatynka razem ze swoją mamą weszła do gabinetu lekarskiego i usiadły naprzeciwko doktora. Były zdenerwowane. Była zdrowa czy chora?
- Przykro mi to mówić, ale niestety badania są pozytywne. Ma pani raka.
W tym momencie cały świat się zawalił. Nie zobaczy mamy i Eleanor.
- Ile zostało mi czasu? - wykrztusiła z siebie
- Około półtora miesiąca.
Po jej bladych policzkach zaczęły płynąć gorzkie łzy. Nie były to małe łezki. Zabrała swoje rzeczy i nie czekając na rodzicielkę, wyszła ze szpitala. Usiadła na krawężniku i zaczęła głośno płakać. Po chwili przyszła jej mama, która usadowiła się obok niej i przytuliła delikatnie. Tego właśnie potrzebowała. Czułości i opieki.
- Kocham cię mamo. Przepraszam, że cię zostawię. Przepraszam, że już więcej nie będę piec pierników. Przepraszam za wszystkie złe rzeczy, które zrobiłam. Przepraszam.
- Jedźmy do domu. Odpoczniesz trochę.
Wzięła córkę za rękę i poprowadziła do czarnego jeepa. Chwilę później były już w mieszkaniu, gdzie nastolatka położyła się w salonie pod stertą koców, płacząc.

Każdego dnia w szkole nie była już tą optymistką, co zawsze. Eleanor próbowała ją pocieszać, chociaż nie znała przyczyny jej smutku. Dowiedziała się o tym na godzinie wolnej.
- Eleanor, musimy pogadać.
- Co się dzieje? Czemu od paru dni ciągle chodzisz smutna i przybita, co?
- Byłam ostatnio u lekarza. Badania były pozytywne. Mam raka. - wydusiła na jednym wdechu
- Co? Ismena, tak bardzo cię przepraszam.
Przyjaciółki przytuliły się, a każdy dziwnie na nie spojrzał.
- Nie macie co robić? - warknęła blondynka
- Eleanor, spokojnie.
Złotooka uśmiechnęła się radośnie, wzięła czarnooką za rękę i razem z nią poszła do kawiarni, gdzie ostatnio. Zamówiła ponownie gofra i gorącą czekoladę i postawiła na stoliku.
- Mówiłam ci, że cię kocham?
- Parędziesiąt razy, a co?
- Bo jesteś najlepsza, wiesz?
Rozmawiały o wszystkim i o niczym tylko po to, by nie pamiętać o chorobie jednej z nich.

Minął miesiąc i życie Ismeny się skończyło. Ostatnie dni spędziła z Eleanor i mamą. Nie chciała, by smuciły się, gdy umrze. To i tak zdarzyło się tak szybko. Nastolatka była w tamtym momencie w szkole, a kobieta w pracy. Około godziny dwunastej dostały zawiadomienie o śmierci Ismeny.

Eleanor

Mijając wszystkie groby, zaczęłam myśleć o mojej śmierci. Jak to będzie? Czy będzie bolało? Nie wiedziałam tego. Stanęłam nad grobem przyjaciółki i delikatnie się uśmiechnęłam. Pierwszy raz spotkałyśmy się w przedszkolu. Podeszła do mnie, gdy płakałam i zaczęła mnie pocieszać. Zawsze zastanawiałam się dlaczego, mając predyspozycje do zostania psychologiem, uczyła się, by zostać w przyszłości kucharzem. Postawiłam średni znicz na marmurową płytę, zapaliłam go i przejechałam dłonią po napisie.

Śp. Ismena Cullen
ur. 08. 01. 1999 r. zm. 20. 06.2016 r.
Stajemy się tym, co widzimy.
Ja widziałam wszystko, co najlepsze.
Byłam najwspanialszą optymistką.


Minął już rok odkąd nie żyje, a mimo wszystko zrobiłam to, co jej obiecałam. Żyję i uśmiecham się bez niej. 


                 Eleanor                                                                                
                 Ismena   
                    

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Miniaturka na przywitanie :) Miniaturka Dramione

Dramione?

Zamykam Bloga