Creepy not Creepy
- Jeffrey, proszę. -
zrobiłam maślane oczka w stronę mojego kuzyna
- Ashley, nie pójdę z tobą
na ten głupi bal maskowy!
- No to pójdę z Brianem. -
wzruszyłam ramionami
- Nigdzie z nim nie
pójdziesz! - złapał mnie za ramię
- Z kimś muszę iść. To z
kim chcesz bym poszła?
- Idź sama. - prychnął i
poszedł do swojego pokoju
Westchnęłam cicho i
również poszłam do pokoju. Stanęłam przed szafą, otworzyłam ją
na szerokość i zaczęłam przeglądać moje ciuchy. Pokręciłam
głową z niedowierzaniem, wzięłam do ręki długą do ziemi sukienkę i przejechałam dłonią po włosach.
- Zabiję go kiedyś. -
mruknęłam pod nosem i z powrotem powiesiłam suknię na wieszak
Zabrałam ubrania, w które
chciałam się przebrać, poszłam do łazienki, wykąpałam się i ubrałam. Zeszłam do kuchni gdzie zastałam kuzyna, więc podeszłam do
niego i popatrzałam karcącym wzrokiem.
- Dziękuję za tą
sukienkę, ale przykro mi. Nie założę jej.
- Czemu? Wiesz ile ja ją
szukałem?
- Nie chcę wygrać konkursu
na królową balu. Naprawdę jest piękna.
- No okej. To z kim idziesz?
- Nie wiem. Nie mam jeszcze
partnera, a co? - usiadłam na blacie szafki
- Mam dla ciebie idealnego
kandydata!
- Jeśli to znowu będzie
Jason to cię zabiję.
- Masz szczęście, że to
nie on. Idzie chyba z Olivią. - do kuchni wszedł brat Jeffreya, Liu
Zeskoczyłam z blatu i
przytuliłam go na przywitanie. Nikomu nie mówiłam, że moi kuzyni
mają dziwnych znajomych, których po prostu kocham, ale nikt nie
chciał się ze mną nigdy zaprzyjaźnić.
- Liu mógłbyś jej
powiedzieć z kim idzie? Ja pójdę otworzyć. - powiedział i
poszedł
- No to kim jest ten
nieszczęśnik?- spojrzałam z wyczekiwaniem na kuzyna
- Nie spodoba ci się to,
ale Helen.
- Jeffrey! Zamorduję cię!
Z Brianem nie mogłam iść, a z Helenem już tak!? - pobiegłam za
Jeffem do przedpokoju – Hej Helen. - uśmiechnęłam się do
chłopaka
- Ashley, ale wiesz, że
Brian się do ciebie przystawia?
- Nienawidzę cię. -
warknęłam w jego stronę
- Kochasz mnie. - wystawił
do mnie język
- Cześć Helen. Wchodź, bo
oni szybko nie skończą. - za mną pojawił się brunet, który
wziął gościa do salonu
- Ale my już skończyliśmy.
- ruszyłam z Jeffreyem za nimi
Usiadłam obok przybyłego
chłopaka z obrażoną miną i podkuliłam nogi pod brodę.
- Ashley mogę pogadać z
tobą na osobności? - zapytał mnie Helen
- Tak, jasne. Chodź. -
wstałam z kanapy i poszłam z nim do mojego królestwa
- Chciałem ci powiedzieć,
że ja z Brianem coś uknuliśmy.
- Co takiego?
- Ja jestem tylko
przykrywką. To z nim będziesz na balu.
- Naprawdę?
- Tak, on też bardzo
chciałby z tobą iść.
- O boziu, dziękuję!
Jesteście najlepsi! - przytuliłam mocno chłopaka w podziękowaniu
– Mamy mały problem. Nie mogę iść w sukience od Jeffa.
- O to się nie martw. Dwie
godziny przed ci przyniosę idealną dla ciebie.
Odsunęłam się od niego i
jeszcze raz podziękowałam. Odprowadziłam go do drzwi i pożegnałam.
Zamknęłam drzwi z hukiem i wróciłam do swojego pokoju. Wzięłam
z komody telefon ze słuchawkami, położyłam się na łóżku i
włączyłam jedną ze swoich ulubionych piosenek. Uśmiechnęłam się na wspomnienie tego jak tańczyłam do tej
piosenki z Timem. Brian i Jeff byli wtedy wściekli.
- Ashley! My idziemy do
chłopaków! Nie rozwal nam chaty! - do moich uszu doszedł krzyk jej
kuzynów
- Okej! Pozdrówcie ich ode
mnie! - odkrzyknęłam, po czym usłyszałam trzask drzwi wejściowych
Wstałam z łóżka,
podeszłam do szafy, wzięłam z niej ciuchy i szybko się w nie przebrałam. Obejrzałam się w lustrze i uśmiechnęłam się zadowolona z
efektów. Teraz muszę tylko zadzwonić po jednego z chłopaków, by
poszedł ze mną do galerii na zakupy. Wybrałam numer do Bena, który
odebrał po drugim sygnale.
- Laska jeśli znowu chcesz
dać mi coś do naprawy to cię pogrzebię żywcem.
- Blondynku uspokój się.
Chciałam się zapytać czy nie poszedłbyś ze mną do galerii? -
spytałam niewinnym głosem
- Niech zgadnę, wcale nie
chcesz tam iść na zakupy, prawda? Chcesz tylko wkurzyć swojego
byłego.
- Na zakupy też pójdziemy.
Muszę kupić sobie nowe gry. To jak? Zgadzasz się?
- Kiedyś mi za to
podziękujesz. Za pięć minut jestem. - powiedział i się rozłączył
Ucieszyłam się jak małe
dziecko i szybko wyszłam z mieszkania zamykając je. Z daleka
zauważyłam zielony motor jednego z mojego przyjaciela.
- Wsiadaj laska. - podał mi
kask, który założyłam
- Czemu nie mogłeś
przyjechać czymś innym? - zapytałam gdy usiadłam za nim i
oplotłam go rękami w pasie
- Samochód mam w naprawie,
a nikt nie chciał mi dać. Najgorsze jest to, że mijałem się w
drzwiach z twoimi kuzynami.
Po dziesięciu minutach
dojechaliśmy na miejsce. Odetchnęłam głęboko i razem z blondynem
zaczęłam chodzić po sklepach. Ujrzałam z daleka mojego byłego
chłopaka i zaśmiałam się cicho gdy zauważyłam jego wkurzoną
minę.
- Co jest?
- Ten idiota się wkurzony
na nas patrzy, a teraz chodź po te gry. - mruknęłam i poszłam w
stronę działu z grami
- Ja wezmę GTA. Miałem
kupić jak wyszło, ale hajs mi się skończył. - zaśmiał się
- Ja wezmę chyba
Ghostbusters. - wzięłam grę i poszłam do kasy
Zapłaciłam za nią i
poczekałam na Bena.
- Idziemy?
- Głodny jestem. Idziemy na
żarcie! - pociągnął mnie w stronę kawiarni
Zamówiliśmy sobie jedzenie
i usiedliśmy przy wolnym stoliku.
- Dlaczego nie zadzwoniłaś
po Briana tylko po mnie?
- Jeff mógłby się
domyślić gdzie jedzie.
- A może dlatego, że twój
były mnie zna?
- Ben! Jesteś kompletnym
idiotą. - prychnęłam i zaczęłam jeść swoją sałatkę
- Powiedz mi coś czego nie
wiem. - uśmiechnął się szeroko
- Za chwilę nie będzie ci
do śmiechu. - mruknęłam
- Co? Czemu?
- Idzie tu. - spuściłam
wzrok na talerz, który teraz wydał się tak bardzo interesujący
- Ashley, Ben! Nie
spodziewałem się was tutaj.
- No nie, wcale. Śledzić
też nas nie śledziłeś. - blondyn z powagą spojrzał na
przybyłego
- Co? Ja was niby śledziłem?
Niby kiedy?
- Od kiedy się rozstaliśmy.
- wypaliłam – Ben chodźmy już, proszę. - spojrzałam błagalnie
na przyjaciela, a on tylko kiwnął głową
Wstaliśmy ze swoich
dotychczasowych miejsc i zapłaciwszy za posiłek wyszliśmy na
parking. Wsiedliśmy na motor uprzednio zakładając kaski oraz
chowając gry do schowka i ruszyliśmy.
- Jeff i Liu pewnie jeszcze
od nas nie wyszli, więc może chcesz przyjechać?
- Nie, miałam zostać w
domu. - westchnęłam
- Niegrzeczna Ashley. Wymyka
się z domu. - zaśmiał się i zatrzymał się na podjeździe mojego
domu
Wzięłam swoją grę,
przytuliłam chłopaka na pożegnanie, podziękowałam mu za mile
spędzony czas i stałam na chodniku dopóki nie zniknął mi z oczu.
Odwróciłam się i ujrzałam w drzwiach Liu. Uśmiechnęłam się do
niego lekko, minęłam go i popędziłam od razu do swoich czterech
ścian. Na łóżku leżało kwadratowe pudełko. Podeszłam do niego
i uchyliłam jego wieko. Pisnęłam ze szczęścia, wzięłam do ręki
suknię i przyłożyłam ją sobie do ciała. Była idealna, taka
jaką sobie wymarzyłam.
- A tobie co? - usłyszałam
nudny głos Jeffa
- Mam sukienkę na bal.
Potrzebuję jeszcze maskę.
- Bal jest za tydzień. Masz
jeszcze dużo czasu. - powiedział i wyszedł
Włożyłam ubranie z
powrotem do pudełka i zauważyłam karteczkę.
Wiem,
że miałem ci ją dostarczyć dwie godziny przed balem, ale
znalazłem idealną już dzisiaj.
Kocham
Cię,
Brian
Uśmiechnęłam
się szeroko, a po moim poliku spłynęła samotna łza. On tak
bardzo się starał. Postanowiłam, że po balu przestanę przejmować
się kuzynami i zacznę się spotykać z kim będę chciała. Po
całym pokoju rozniósł się dźwięk przychodzącej wiadomości na
portalu IamCreepy.
Hoodie:
Podoba ci się sukienka?
BlackWidow:
Jest piękna! Dziękuję!
Hoodie:
Dla ciebie wszystko skarbie.
BlackWidow:
Wszystko, powiadasz? Co powiesz na to, by przeciwstawić się
moim kuzynom?
Hoodie:
Nie wiem czy to dobry pomysł...
BlackWidow:
To jest idealny pomysł! Proszę...
Hoodie:
Okej, okej. Pamiętaj, że cię kocham, okej?
BlackWidow:
Ja ciebie też!
Hoodie:
Muszę kończyć, paa!
Brian
się wylogował, więc nie miałam co robić. Wzięłam ręcznik,
poszłam do łazienki i wzięłam zimny, orzeźwiający prysznic.
Wyszłam spod prysznica i owinęłam ciało ręcznikiem. Wróciłam
do pokoju, schowałam karton pod biurko, położyłam się na łóżku
i nie wiem kiedy zasnęłam.
Rano
obudził mnie budzik, jęknęłam cicho z niezadowolenia i wstałam.
Na szczęście ręcznik podczas nocy mi się nie zsunął.
Wyciągnęłam z szafy obojętnie co i ubrałam się. Zbiegłam po schodach, a w kuchni siedział Liu, który pił kawę.
-
Hej, co tam? - uśmiechnęłam się w jego stronę
-
Kobieto ja chcę spać.
-
Nie tylko ty, ale no wiesz trzeba się cieszyć! Jeszcze tylko siedem
dni! - nalałam sobie soku do szklanki i wypiłam go – To ja lecę!
-
Nie jedziesz z nami? - zdziwił się
-
Nie, pójdę pieszo. Chcę się przejść. Kocham was!
Wybiegłam
z domu, westchnęłam cicho i ruszyłam na skrzyżowanie gdzie miał
na mnie czekać Ben.
-
Siemka laska. - pocałował mnie w policzek na przywitanie
-
Hejka, kiedyś cię zabiję, wiesz?
-
Za co?
-
Za tą laskę. - burknęłam, założyłam kask i usiadłam za nim
Zaśmiał
się pod nosem i ruszył z miejsca. Kochałam z nim jeździć, bo
jako jedyny nie zwracał uwagi na prędkość, więc byliśmy w
szkole już po dziesięciu minutach. Oddałam mu kask, podziękowałam
za podwózkę i czym prędzej pobiegłam do mojej najlepszej
przyjaciółki.
-
Ashley! Moja gwiazdeczko! - na moim ramieniu uwiesił się Jason
-
Jason! Wypad, bo pożałujesz.
-
Mała, nie bądź taka.
-
Mała to może być twoja pała. - prychnęłam, odepchnęłam go i
ruszyłam do swojej szafki
Przytuliłam
na powitanie Paulę i uśmiechnęłam się ze zwycięstwem na widok
wchodzących do szkoły moich kuzynów. Spojrzałam w bok i
zobaczyłam Bena. Tylko, że miał podbite oko, którego jeszcze pięć
minut temu nie miał. Pociągnęłam przyjaciółkę w jego stronę,
złapałam go za ramię i spojrzałam smutnym wzrokiem.
-
Kto ci to zrobił?
-
Ash, to nie twoja sprawa.
-
Właśnie, że moja! Jesteś moim przyjacielem!
-
Ashley, Jeff i Liu tu idą. - odezwała się Paula
-
Mam ich gdzieś. - mruknęłam – Ben, powiesz mi kto ci to zrobił
czy mam sama do tego dojść? - znowu zwróciłam się do blondyna
-
Jeff. - mruknął, a ja go puściłam po czym on uciekł
Odwróciłam
się do kuzyna, podeszłam do niego i uderzyłam go z pięści w
twarz.
-
To za Bena. Mała prośba, nie zbliżaj się do moich przyjaciół,
zrozumiałeś!? - ruda musiała mnie siłą odciągać od bruneta
-
Co ty wyprawiasz? Ashley do jasnej cholery! Obiecałaś!
-
Wiem, przepraszam. - spuściłam głowę w dół, a po moim poliku
spłynęła jedna samotna łza
-
Ash, możemy pogadać?
Pokręciłam
przecząco głową i nie patrząc na nikogo ruszyłam do klasy
pisarskiej. Usiadłam przy jednym ze stolików, wyciągnęłam
brudnopis z długopisem i zaczęłam pisać pod wpływem emocji i
uczuć. Ktoś wszedł do sali, ale nie zwróciłam na to uwagi.
-
Tak myślałem, że cię tu znajdę.
Podniosłam
głowę i zauważyłam Helena. Uśmiechnęłam się do niego i
wróciłam do pisania. On usiadł obok mnie i przeczytał na głos
kawałek.
-
Arthur spojrzał swoim przenikliwym wzrokiem na wszystkich zebranych
w jego komnacie i powoli zaczął sobie przypominać co spotkało go
z tymi wszystkimi ludźmi. Jak walczył z przeraźliwym smokiem, jak
świętowali każdą wygraną w karczmie i jak znalazł wśród nich
swoją prawdziwą miłość.
-
Możesz mnie nie dekoncentrować?
-
Przepraszam, ale naprawdę dobrze piszesz.
-
Tak myślisz? Wiesz, to jest epilog tego co ogólnie napisałam.
-
Napisałaś książkę!?
-
Tak. Opisałam każdą przygodę Arthura i jego przyjaciół.
-
Opowieści Camelotu? - zapytał patrząc na mnie uważnie
-
Nie, to jest coś innego. Owszem, żyją w średniowieczu. Jest magia
i zgadza się imię głównego bohatera, ale to nie chodzi o tego
Arthura.
-
Może ją wydasz, co?
-
Wątpię czy ludziom się spodoba. - westchnęłam
-
Pomyśl nad tym. - wstał z krzesła i wyszedł
Spojrzałam
na to co napisałam i zaczęłam rozważać to co powiedział mi
przyjaciel. Może wydanie książki nie byłoby takie złe? Gdybym
tylko poprawiła parę fragmentów, znalazła wydawnictwo, które
chciało ją wydać to mogłabym trochę zarobić i wyprowadzić się
od kuzynów.
-
Ashley, o czym ty myślisz? Przecież nikt tego nie wyda! Jest zbyt
przewidywalna! - mruknęłam sama do siebie i uderzyłam głową o
blat stolika
Byłam
beznadziejna. Przecież to nigdy się nie uda. Jestem tylko
dziewiętnastoletnią licealistką. Usłyszawszy dzwonek na lekcję
zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam do klasy matematycznej. Na
szczęście następna lekcja to była jedna z dodatkowych. Ja
wybrałam lekcję pisarstwa, marzy mi się w przyszłości napisać
bardzo dobrą książkę.
-
Ashley, gdzie ty byłaś całą przerwę?
-
Pisałam epilog. Potem ci wyjaśnię. - uśmiechnęłam się do
przyjaciółki i usiadłam na swoim miejscu
Całą
lekcję próbowałam się skupić na tym co mówi nauczycielka, ale
nic mi nie wychodziło, więc po prostu przepisywałam to co było na
tablicy. Pod koniec lekcji profesorka zaczęła pytać o czym był
temat. Modliłam się żeby nie doszła do mnie. Odetchnęłam z ulgą
słysząc dzwonek na przerwę akurat przed tym jak mnie zapytała.
Szybko się spakowałam, poczekałam na Paulę i razem z nią
ruszyłam na korytarz.
-
No to wyjaśniaj. - zarządała
-
Od roku pisałam książkę no i dzisiaj jak wtedy poszłam to
napisałam kawałek epilogu.
-
Kochana, chcę ją przeczytać. Tak właściwie to czemu jej nie
wydasz?
-
Myślę nad tym, ale nie wiem. - mruknęłam biorąc potrzebne mi
rzeczy z szafki
-
Wydaj ją, ludzie ją pokochają! Dobra kochana, ja spadam na zajęcia
taneczne! - pocałowała mnie w policzek i pobiegła na salę
gimnastyczną
Spokojnym
krokiem szłam do sali pisarskiej i myślałam nad zakończeniem
mojej książki, którą może wydam. Weszłam do klasy jako jedna z
ostatnich i zajęłam moje stałe miejsce. Na blacie położyłam mój
brudnopis i zaczęłam dokańczać to co zaczęłam pisać na tamtej
przerwie.
-
Ashley możesz na chwilę nie pisać?
-
A ty możesz przestać mnie nachodzić? Jason, proszę zostaw mnie.
-
Babeczko moja najsłodsza, no weź!
-
Jeden laska, a drugi babeczka! Opanujcie swe hormony.
-
Chciałem ci tylko powiedzieć, że Jeff dzięki tobie ma niezłe
limo pod okiem.
-
Naprawdę? - zdziwiona spojrzałam na niego
-
Tak i do nikogo się nie zbliża. Możemy ci dziękować babeczko. -
zaśmiał się i wyszedł z sali
-
Nie mów na mnie babeczko!
Uśmiechnęłam
się pod nosem i w tym momencie zadzwonił dzwonek.
-
Dzień dobry! Na dzisiaj mieliście przygotować opowiadanie na
wybrany przez was temat. Proszę prace złóżcie na biurku.
Wyciągnęłam
osobną kartkę z zeszytu, podeszłam do biurka i chciałam położyć
na stosie innych prac, ale nauczyciel wziął moją kartkę i
przeczytał.
-
Ashley bardzo dobrze piszesz. Moim zdaniem powinnaś napisać
książkę.
-
Paul ona ma już napisaną. - powiedział Luke, który siedział za
mną
-
Mógłbym ją przeczytać?
Kiwnęłam
głową, Luke rzucił do mnie mój zeszyt, a ja podałam go
nauczycielowi.
-
W odległym państwie Daredviel, a mieście Calaveras żyli ludzie,
którzy byli obdarzeni magią. Tylko nieliczni tak jak Arthur byli
normalnymi ludźmi. Mimo to przyjaźnił się z trzema
nadprzyrodzonymi istotami. Juslina była elfką o fioletowych włosach
i brązowych oczach. Sabrina zaś posiadała czerwone włosy i szare
oczy, które najczęściej miały młode czarownice. Harry miał
delikatnie srebrzystą skórę, którą posiadały jedynie wampiry, a
jego blond włosy prawie zlewały się ze skórą i jedynie jego
czerwone oczy odznaczały się w jego wyglądzie. - Paul przeczytał
na głos – Ashley to jest naprawdę interesujące. - dodał i oddał
mi zeszyt
-
Dziękuję. - szepnęłam i usiadłam na miejscu
Gdyby
tylko mi się udało ją wydać. Myślałam nad tym jeszcze przez
pięć minut gdy dosiadł się do mnie Edmund.
-
O co chodzi? - spojrzałam na niego
-
Poszłabyś ze mną na bal?
-
Przykro mi, ale mam już partnera. - posłałam mu smutny uśmiech
-
Och, okej. Rozumiem.
-
Naprawdę mi przykro.
-
A ja naprawdę to rozumiem. Pytałem każdą dziewczynę w szkole i
wszystkie już mają partnerów. - jęknął brunet
-
Może Sabina się zgodzi? Pytałeś ją?
-
Dzięki! To idę się jej zapytać!
Patrzałam
jak idzie do uroczej blondynki i jak ona kiwa głową na jego
pytanie.
-
Zakładasz kącik porad?
-
Ben! Zeszła ci trochę opuchlizna! - przytuliłam mojego
przyjaciela, który przed chwilą przyszedł
-
To dzięki uroczemu idiocie. - zaśmiał się
-
Niech zgadnę, pomógł ci Jack?
-
Teraz tylko powiedz który.
-
Roześmiany, a który! Ciekawe czym on szprycuje swoje cukierki,
prawda?
-
On mówi, że takie kupuje.
Roześmiałam
się, pozbierałam się swoje rzeczy i pożegnawszy się z Luke'iem,
Edmundem, Sabiną i Paulem wyszłam za przyjacielem. Wsadziłam
wszystko to swojej szafki, poczekałam na Paulę i ruszyłyśmy do
wyjścia.
-
Po co przyszłyśmy do szkoły? Skoro tak czy siak miałyśmy tylko
dwie lekcje! I to tylko nasza klasa, więc muszę posprzątać w
domu!
-
Przyszłyśmy żeby mieć obecność kochana.
-
Dobra ja spadam, paa! Kocham cię sis! - pocałowała mnie w policzek
na pożegnanie i pobiegła na przystanek
Ja
postanowiłam, że jak jest taka ładna pogoda to się przejdę.
Muszę chyba zacząć szukać jakiegoś mieszkania. Pewnie Jeff mnie
wywali za to co zrobiłam. Możliwe, że da mi tydzień jak nie
mniej.
tydzień
później
Miałam
szczęście. Liu udobruchał jakoś swojego brata i mogłam z nimi
mieszkać. Chociaż dzień wcześniej pogodziłam się z kuzynem, a
to był wyczyn! Przygotowywałam się akurat do balu gdy mój laptop
wydał z siebie dźwięk przychodzącej wiadomości.
Link:
Siemka laska, co tam? #minapedofila
BlackWidow:
Ben! Zabiję cię!
Link:
No, ale co ja takiego zrobiłem? Źle ci kreska wyszła?
#minaszczeniaka
BlackWidow:
Makijaż mam już zrobiony, jeszcze tylko fryzura i ubrać sukienkę.
Zabiję cię za to, że nazywasz mnie laska, okej?
Link:
Jasne....laska! #roześmianamina
BlackWidow:
Jesteś idiotą.
Wyłączyłam
komunikator, usiadłam przy lusterku i zaczęłam się czesać. Po
pół godzinie skończyłam, więc mogłam zakładać już moją
suknię.
-
Jeff! Pomożesz mi!?
-
Jasne, w czym? - do mojego pokoju wszedł mój czarnowłosy kuzyn
-
Zapniesz mi?
Założyłam
na siebie kieckę, a Jeffrey mi ją zapiął. Podziękowałam mu,
założyłam jeszcze biżuterię i szpilki i byłam prawie gotowa.
Stanęłam przed lustrem i oniemiałam z wrażenia. Włożyłam maskę
i nie poznałam siebie.
-
Pięknie wyglądasz. Gdybym nie był twoim kuzynem to brałbym się
za ciebie.
-
Jeff, naprawdę? Już chyba wiem czemu większość z chłopaków ma
takie głupie teksty.
On
zaśmiał się i wyszedł. Spojrzałam na zegarek i okazało się, że
do przyjazdu Bena zostało jeszcze pięć minut. Może po mnie nie
było w tamtym momencie widać, że jestem zestresowana, ale owszem,
byłam.
-
Laska! Wyglądasz lepiej niż Jason, a to jest wyzwanie roku!
Zaśmiałam
się i razem z przyjacielem wyszłam z domu.
-
W końcu masz samochód!
-
Wczoraj go odebrałem z warsztatu!
Usiadłam
na miejscu pasażera, a blondyn za kierownicą i ruszył z piskiem
opon. Zdjęłam na chwilę maskę i westchnęłam cicho.
-
Laska, co jest?
-
Nic, tak mi jakoś dziwnie. - uśmiechnęłam się lekko do niego
-
A ten twój kącik porad jest otwarty czy nie?
-
Nie ma żadnego kącika porad! - roześmiałam się
On
zrobił smutną minę szczeniaka i zaparkował na jednym z wolnych
miejsc na szkolnym parkingu. Założyłam z powrotem maskę i
wysiadłam. Przy wejściu stali Helen, Brian, Tim i dwójka Jacków.
Podeszłam z Benem do nich i przywitaliśmy się.
-
Wow! Gwiazdeczko pięknie wyglądasz!
-
My się znamy? Kim pan jest? - spojrzałam z udawanym przerażeniem w
stronę Jasona
-
Chłopaki to nie jest Ashley?
-
Nie, Ash się rozchorowała. Musiała zostać w domu.
Jason
odszedł zmieszany, a my całą grupą wybuchliśmy śmiechem.
-
No nie wierzę! Masz szpilki! Zapiszę to chyba w kalendarzu!
-
Paula! - przytuliłam przyjaciółkę na przywitanie – Ślicznie
wyglądasz.
-
Ty też wyglądasz niczego sobie. - zrobiła minę pedofila
Zaczęło
się robić zimniej, więc postanowiliśmy już iść na salę, która
swoją drogą była pięknie przystrojona. Zajęliśmy jeden z
wolnych stolików i tam kontynuowaliśmy naszą rozmowę.
dwie
godziny później
-
Ashi! Kocham cię, wiesz?
-
Paula, jesteś pijana.
-
Nie jestem!
-
Tak? To powiedz kogo kochasz z chłopaków!
-
Jak to kogo!? Helcia!
Pokręciłam
z politowaniem głową i popatrzałam na całe nasze towarzystwo.
Większość była pijana.
-
Ashley, możemy pogadać? - nade mną stanął Brian
-
Jasne, ale chodźmy może przed szkołę.
Wstałam
z dotychczasowego miejsca i ruszyłam za szatynem. Stanęliśmy przy
niskim murku, na którym usiadłam.
-
O co chodzi?
-
O to. - szepnął i mnie pocałował
Oddałam
pocałunek i zamknęłam oczy. Cieszyłam się w duchu za to co się
stało.
-
Kocham cię, najmocniej na świecie.
-
Ja ciebie też Brian. - oparłam się swoim czołem o jego
-
Razem przez całe życie?
-
Razem przez całe życie.
-
Nic nas nie rozdzieli?
-
Nic ani nikt!
Postanowiliśmy
już nie wracać na salę tylko do domów. Brian odwiózł mnie za co
mu bardzo podziękowałam i pojechał do siebie.
trzy
lata później
-
Dziękuję wszystkim przybyłym, że przyszliście na premierę mojej
już trzeciej powieści o przygodach Arthura i jego wspaniałych
przyjaciół. Chciałabym podziękować swoim przyjaciołom, ponieważ
gdyby nie oni to żadna z moich książek, by się nie ukazała.
Jeszcze raz dziękuję. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy
Dzięki
Helenowi i Paulowi mogłam wydać moją pierwszą książkę, a na
następne już wydawnictwo
prosiło mnie o kolejne części. Od roku jestem zaręczona z Brianem
i niedługo planujemy ślub.
-
Czy może pani dać mi autograf? I niech pani napiszę, że jest od
kochanej laski. - usłyszałam cichy chichot
-
Ben! Myślałam, że nie przyjdziesz.
-
Laska, jak mógłbym? Za bardzo mi zależało, by być na premierze.
No, a teraz poproszę autografik. - podał mi książkę
-
Jasne, jasne. - wzięłam długopis i szybko dałam autograf
-
Stokrotnie dziękuję!
Pokręciłam
z politowaniem głową i podpisywałam następne książki. Po dwóch
godzinach spotkanie dobiegło końca i mogłam już iść do domu.
Weszłam do mieszkania i od razu na szyję rzucił mi się Toby.
-
Toby! Jejuś! Nie widziałam cię chyba ze cztery lata!
-
Wiem, przepraszam. Chodź, muszę ci kogoś przedstawić. - pociągnął
mnie do salonu gdzie siedział Brian z nieznajomą mi szatynką –
Kotku, to jest Ashley, o której ci tyle opowiadałem.
-
Sabrina, miło mi.
-
Mi również. - uśmiechnęłam się do niej ciepło – Na chwilę
was zostawię, bo przez tego idiotę nie ściągnęłam nawet
płaszcza.
-
Sama jesteś idiotką.
-
Wiem, Toby.
Ruszyłam
do korytarza gdzie zdjęłam płaszcz i powiesiłam go na wieszak, a
botki zmieniłam na baleriny.
-
Już jestem. - usiadłam obok Briana i przytuliłam się do niego
-
Słyszałam, że wydałaś trzy książki. To prawda?
-
Dzisiaj była premiera trzeciej, więc tak. To prawda.
-
Zazdroszczę ci! Ja zawsze chciałam coś napisać! Mogłabyś mi
podać tytuły?
-
Zapiszę ci.
Wzięłam
notes z długopisem i napisałam trzy tytuły. Wydarłam kartkę i
podałam ją dziewczynie.
-
Dziękuję!
-
My się już zbieramy, jutro was jeszcze odwiedzimy. Do zobaczenia.
Nasi
goście zebrali się, a my mogliśmy iść spać.
-
Brian, muszę ci coś powiedzieć. - powiedziałam jak już leżeliśmy
-
O co chodzi?
-
Jestem w ciąży.
-
Naprawdę?
-
Tak, drugi miesiąc.
-
Och, to wspaniale! Od kiedy wiesz?
-
Dzisiaj przed premierą poszłam do lekarza.
-
Nie martw się jakoś sobie poradzimy.
No
i tak było. Radziliśmy sobie. Urodziłam bliźniaków, dziewczynkę
i chłopca. Brian uparł się, że dziewczynka ma się nazywać
Juslina Sabrina, a chłopczyk Arthur Harry. Zgodziłam się. Teraz
mają po sześć lat, a my
po dwadzieścia osiem. Kochamy naszych szkrabów jak nic innego na
świecie. Ben i Toby jak tylko zobaczyli ich to się uparli, że chcą
być ich ojcami chrzestnymi. Także się zgodziłam. Niestety to co
się stało dwa miesiące przed porodem chyba raz na zawsze zostanie
w mojej pamięci. Paula umarła. Wykryto u niej raka. Obiecałam jej,
że nie zapomnę o niej. Przeżywałam to najbardziej ze wszystkich.
Co się dziwić? Była moją przyjaciółką od dziecka. Kochałam ją
jak siostrę. Gdy dzieci miały roczek, ja i Brian wzięliśmy ślub.
Nie było to huczne wesele. Po prostu najbliższa rodzina i
przyjaciele. Moją druhną była Sabrina, żona Toby'ego.
Zaprzyjaźniłam się z nią, ale nikt mi nigdy nie zastąpi mojej
Pauli. Jestem w połowie szczęśliwą matką i żoną. Dlaczego w
połowie? Chyba już wiesz.
****
Takie opowiadanie z bohaterami Creepypast ^.^ No i jak zawsze przepraszam, że tak długo! >.<
Komentarze
Prześlij komentarz